Moja przygoda z Michałem Giedroyciem rozpoczęła się w postulacie (w 2003 roku). Spotkałam się z nim w czasie referatu mistrzyni, która w oparciu o książkę „Serce z krzyżem” przybliżała nam postać błogosławionego brata augustianina rodem z Litwy. Już wtedy ujęły mnie za serce niemodne dzisiaj cnoty cichego zakrystiana: cierpliwość, wierność i trwanie przy Jezusie. Pewnie wielu świętych te cnoty posiadało i wydawać się mogło, że nic szczególnego nie wnosi w moje życie osoba błogosławionego Michała. A jednak. Dla mnie właśnie on stał się przykładem, który pociąga i zachwyca i stał się kimś bliskim na lata, choć żyjącym kilka wieków temu. Mogę nawet śmiało stwierdzić, że stał się moim przyjacielem.
W początkowych latach formacji przełożeni pytali mnie czym chciałabym się zająć w życiu zakonnym. Odpowiadałam: pracą w zakrystii – ponieważ to było zajęcie mojego przyjaciela. Nie miałam żadnego przygotowania i większego pojęcia o tej pracy. Gdy w kolejnych latach moje marzenie się spełniło, pojawiło się we mnie wiele wątpliwości. Wszystko mi mówiło: „Nie dasz sobie rady. Ty się do tego nie nadajesz. Tyle nie umiesz”. Kiedy mój pierwszy przełożony w pracy wprowadzał mnie w różne zakamarki pracy zakrystyjnej, zażartował na początku: „Oto siostry królestwo!”. Nie wiedział wtedy, że ja już na długo wcześniej w swoim sercu nazwałam w ten sposób to miejsce, ponieważ było ono bezpośrednio przy moim KRÓLU, Jezusie. Od początku pracy w zakrystii poznaję jaka ona jest piękna i twórcza, ile stawia wymagań, jak bardzo zakłada dobrą organizację i odpowiedzialność. Nie mam cienia wątpliwości, że owo piękno pracy i bogatą twórczość pozwala mi dostrzegać i rozwijać sam Bóg. Bez Niego to moje „królestwo” byłoby szare, puste i nudne.
Mój przyjaciel bł. Michał przez kolejne lata życia zakonnego staje się dla mnie coraz bliższy. Połączyło nas życie zakonne, potem praca w zakrystii a najbardziej czerpanie mądrości do życia z jednego ŹRÓDŁA, Bożego Źródła. Uczę się od tego człowieka co znaczy żyć cierpliwą miłością. Jak to realizować w codzienności. Podglądam go w wyobraźni gdy jestem w kościele św. Marka i często widzę go zanurzonego w Bogu, na modlitwie. Cichego , zwykłego i kulawego zakrystiana, który z tajemniczą pogodą ducha łączy ziemię z Niebem. Dla mnie ten zakonnik ciągle tam posługuje i ożywia wnętrze tej świątyni. Pokochał Boga do szaleństwa, więc teraz przez kolejne wieki w różny sposób swemu Bogu służy. Kiedy myślę o cierpliwości, której również uczę się od błogosławionego Michała, przychodzi mi na myśl kawałek mojej historii. W moich przedzakonnych latach dane mi było uczęszczać do szkoły rękodzieła artystycznego. Ponieważ interesowały mnie prace z rzeźby, haftu, tkactwa czy wikliniarstwa, postanowiłam nauczyć się technik ich wykonywania. Kiedyś w czasie zajęć odwiedził nas reporter z „Radia Rzeszów”. Nagrywano audycję o naszej szkole. Pytanie jakie skierowano wtedy do mnie, brzmiało: „Co pani daje ta szkoła? Przecież te zawody nie mają przyszłości?” Pamiętam, ze uśmiechnęłam się do dziennikarki i odpowiedziałam: „Mnie nie chodzi o zawód. Chciałam poznać sekrety wykonywania różnych prac sztuki ludowej a przy okazji – niech pani zobaczy – tego kwiatuszka robię już trzecią godzinę (to były zajęcia z haftu i koronki i uczyliśmy się frywolitki). I dziwię się sobie, że tak długo mogę nad nim siedzieć. To jest dopiero jeden kwiatek a na serwetkę trzeba około 20. Wie pani czego ja się tutaj najbardziej uczę – cierpliwości do siebie i do życia. I ta szkoła jak najbardziej ma przyszłość, przynajmniej te lekcje”.
W mojej wspólnocie zakonnej po jutrzni modlimy się piękną modlitwą, właśnie za wstawiennictwem błogosławionego Michała Giedroycia. Zacytuję ją w całości, by wydobyć z niej to, czego się uczę od pokornego brata:
„Boże Ojcze Wszechmogący, Ty przez błogosławionego Michała Giedroycia uczysz nas pokornego trwania w Twojej obecności i spełniania rzeczy małych w wielki sposób. Za jego wstawiennictwem spraw, abyśmy zjednoczeni z Chrystusem w Eucharystii jak Maryja pod krzyżem służyli braciom z cierpliwą miłością. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”
Wielkim wyzwaniem od początku życia zakonnego są dla mnie słowa: „Trwać pokornie w Bożej obecności”. Ciągle tego nie umiem. Ale po latach widzę, że to codzienna praca i wymaganie od siebie. To walka o chwile zatrzymania w kaplicy na modlitwie (nie tylko tej wspólnotowej), to walka o ocalenie Boga w sobie i w innych, to walka z ojcem kłamstwa, który na różne sposoby składa mi tysiące ciekawych i przyjemnych ofert i propozycji .To wreszcie walka o pamięć w codziennym wyznawaniu BOGU OBECNEMU i ŻYWEMU, że Go kocham, że dziękuję Mu i że z Nim jestem szczęśliwa. Do takiego trwania bardzo często zachęca mnie przykład naszego patrona.
Przez pierwsze lata pracy w zakrystii w życiu zakonnym zadawałam sobie pytania: „Co to znaczy czynić rzeczy małe w wielki sposób?” Dzisiaj uśmiecham się w sercu do mojego przyjaciela zakrystiana i dziękuję mu, że pomaga mi uczyć się rozumieć i odkrywać wartość prac i rzeczy małych, nieważnych. Dziękuję mu, że powoli codzienność rzeźbiła we mnie szacunek do szczegółów tej na pozór mało fascynującej pracy zakrystyjnej. Dziś widzę jak wielkie znaczenie mają rzeczy małe w codzienności i ile trzeba pracy włożyć, by stały się one piękne pięknem Boga.
Na koniec chcę jeszcze na chwilę zatrzymać się nad mocą działania Jezusa w tajemnicy Eucharystii. Kilka lat temu odkryłam (też w pracy, w zakrystii), że spiesząc się robię wszystko chaotycznie, nieodpowiedzialnie i byle jak. Trzeba mi było coś z tym zrobić. Zaczęłam się modlić, bo tak „doradzał” brat Michał: „Zjednoczyć się z Chrystusem w Eucharystii jak Maryja pod krzyżem i służyć braciom z cierpliwą miłością”. Moja modlitwa była prosta „Daj mi Jezu proszę, żyć tu i teraz, tylko DZISIAJ”. A na ołtarzu składałam Bogu swoją bezradność , gdy wielość prac i obowiązków mnie przygniatała. I On czynił cuda w każdym użebranym DZIŚ. Walka z pośpiechem a raczej walka o ład i harmonię Bożą trwa nadal. Po 5 latach pracy w zakrystii widzę jednak wielkie owoce Bożej łaski. I dziękuję Bogu za świętych doradców, których mi daje by życie czynić piękniejszym.
Od chwili napisania tego świadectwa o przyjaźni z pokornym zakrystianem z kościoła św. Marka w Krakowie postanowiłam do swojej modlitwy na dzień dobry dołączyć te słowa: „Żebrzę u Ciebie, Boże na dzisiaj, daj mi mądrość cierpliwą i miłość cierpliwą. Amen”.
s. Bernadeta Owsiana CHR
Tekst był opublikowany jako świadectwo w książce Ks. Kazimierza Skwierawskiego „Bądź cierpliwy aż do śmierci”, wyd. św. Stanisława, Kraków 2013 r., ss. 203-206.